Jan Melchior
Wszyscy moi koledzy z Polski mieli duże rodziny, a myśmy nie mieli. W związku z tym miałem przez całe życie kompleks rodziny: dlaczego wszyscy mają taką dużą rodzinę, a ja nikogo nie mam? I to mnie w jakiś sposób napiętnowało na całe życie.
Jan Melchior wraz ojcem, Romanem Melchiorem, siedzi na betonowej ławie. Jest mroźna zima, obydwaj ubrani są w kożuchy z kołnierzami, futrzane czapki, szaliki, a na ławie zalegają resztki śniegu. Jan obejmuje ojca lewym ramieniem, w dłoni trzyma kartki papieru (zdjęcia? dokumenty?). Za ich plecami rozpościera się biała, nieskończona przestrzeń, pustka. Czarno-biała, lekko rozmyta fotografia została wykonana prawdopodobnie na moście spinającym brzegi Dunaju albo na wzniesieniu od strony Budy. Jest przełom 1969 i 1970 roku, rok po tym jak Jan Melchior emigruje z Polski i osiada w Szwecji, bezpowrotnie. W Polsce zostali jego rodzice oraz siostra. Jan nie może przyjechać do Polski, bo jest persona non grata (i bezpaństwowiec), ojciec nie może przyjechać do Szwecji – nie dostanie paszportu zagranicznego, umożlwiającego mu wyjazd do tzw. krajów kapitalistycznych. Spotykają się więc w Budapeszcie, bo Węgry, jako jeden z nielicznych (obok Rumunii) krajów demokracji ludowej, bardziej liberalnie niż Polska podchodzą do emigrantów, później nazwanych „marcowymi”. Ojciec nie może odwiedzić syna w miejscu, gdzie na nowo układa sobie życie, a syn nie może przyjechać do rodzinnego domu. Na zdjęciu są więc „pomiędzy”, zawieszeni między byciem „tam”, a byciem „tu”. Powiedzenie „Tam gdzie jest moja rodzina, jest mój dom” traci swoją ostrość. Historie wymuszonej emigracji z Polski to przede wszystkim osobisty dramat rozdzielenia rodzin, długotrwałych lub ostatecznych rozstań. Dla rodzin doświadczonych Zagładą, tak jak rodzina Jana, dla Ocalałych, wydarzenia i konsekwencje Marca są destrukcją mozolnie odbudowywanego i odbudowanego świata.
Jan Krzysztof Melchior urodził się 6 maja 1948 roku w Warszawie. Rodzice poznali się i przeżyli wojnę we Francji. Ojciec w 1933 roku wyjechał do Francji, gdzie podjął studia medyczne. W wieku szesnastu lat matka Jana zostaje wysłana do Francji przez Komunistyczną Partię Polski – w ten sposób unika ona kary więzienia w Polsce. Biorą udział w wojnie domowej w Hiszpanii, zostają internowani. Od 1939 roku działają we francuskim ruchu oporu, w związku, z czym, już po wojnie, mają prawo uzyskać francuskie obywatelstwo. W 1946 roku decydują się jednak na powrót do Polski.
Przyjeżdżają w 1946 roku i obydwoje obejmują posady w Milicji Obywatelskiej. Jan Melchior dorasta na warszawskim Śródmieściu na ulicy Jaworzyńskiej, należy do młodzieży walterowskiej, uczy się w liceum im. Stefana Batorego. Dorasta w laickim domu, pozbawionym jakichkolwiek elementów tradycyjnej obrzędowości żydowskiej. Moi rodzice byli agnostykami. Ojciec Jana – Roman Melchior – pierwszy raz odwiedza synagogę podczas ich kilkudniowego spotkania w Budapeszcie w 1969 roku. Jan uczestniczy w życiu zlaicyzowanej społeczności żydowskiej w Warszawie: wyjeżdża na kolonie organizowane przez Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce, uczęszcza do klubu Towarzystwa na ulicy Nowogrodzkiej. Bierze udział w spotkaniach Klubu Krzywego Koła. W 1968 roku jest na drugim roku biologii, uczestniczy w wiecu 8 marca na Uniwersytecie Warszawskim. Początkowo zostaje wybrany do komitetu studenckiego na Wydziale Biologii UW, jednak – obserwując nabierająca rozpędu kampanię antysemicką – rezygnuje, obawiając się, że jego pochodzenie może zostać wykorzystane przez władze. Nie zostaje relegowany z uczelni, jednak jest kilkakrotnie przesłuchiwany jest w pałacu Mostowskich.
Zorientowałem, że to się zaczyna antysemicka historia w związku z tym złożyłem rezygnację. Powiedziałem: nie macie co ryzykować, żeby jeszcze jednego Żyda mieć w komitecie, żeby nie dolewać oliwy do ognia. Ja nie byłem relegowany z uniwersytetu, mogłem w dalszym ciągu studiować, ale byłem przesłuchiwany kilka razy i to było takie przesłuchiwanie w Pałacu Mostowskich, typu: „Co Pan robił, gdzie Pan był, z kim?” I tak dalej. To były takie, powiedzmy, kulturalne rozmowy. Część moich kolegów wyjechała wtedy z Warszawy, żeby nie mieć z tym nic wspólnego. Część, kilku z moich znajomych było w więzieniu, tak, że to był taki bardzo dziwny okres. Potem ludzie zaczęli wyjeżdżać, który miał bardzo skromne warunki ekonomiczne. Miałem takich znajomych, czterech studentów. Ich było czterech w domu, mieszkali w mieszkaniu, które było półtora pokoju, czy coś w tym stylu, i oni od razu wyjechali do Izraela. Byli jednym z pierwszych, którzy od razu wykorzystali tą okazję. Ja na ten temat nic specjalnie nie myślałem.
Latem 68 roku przebywając w miejscowości Tleń, dowiaduje się o inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację:
To był dla mnie taki sygnał, że w tym systemie, w tym kraju nie da się nic zrobić. Trzeba wyjeżdżać.
15 stycznia 1969 roku wyjeżdża do Szwecji pociągiem Warszawa – Berlin. Jest jednym z pierwszych żydowskich imigrantów z Polski, którzy docierają do Göteborga.
Jak ja wyjeżdżałem z Polski, to miałem w jakiś sposób utorować drogę dla mojego ojca, siostry i brata, i wszystko już było przygotowane, żeby oni też przyjechali, ale w końcu, z wielu powodów nie wyjechali. Dlatego nagle znalazłem się znowu sam, bez rodziny, w Szwecji. Tak, że całe moje życie było w jakiś sposób pod wpływem tak zwanego braku rodziny.
Po przyjeździe Jan Melchior nawiązuje kontakt z gminą żydowską, która udostępnia mu mieszkanie. W odróżnieniu od dużej grupy emigrantów Marca, nie trafia w Szwecji do obozu dla imigrantów.
W Göteborgu kontynuuje rozpoczęte w Polsce studia na specjalizacji mikrobiologia. Po uzyskaniu dyplomu ma możliwość kontynuacji działalności naukowej na studiach doktoranckich. Jednak rezygnuje i podejmuje naukę na kierunku medycznym. Zostaje lekarzem ogólnym. Nie przyjmuje oferty pracy w szpitalu. Wybiera pracę na odludnej prowincji na północy Szwecji. Później, po narodzinach syna, wspólnie z żoną, postanawiają się przenieść na południe, do miejscowości Urlicehamn.
Po uzyskaniu szwedzkiego obywatelstwa Jan Melchior, próbuje przyjechać na Boże Narodzenie do Polski. Po zejściu z promu w Świnoujściu nie zostaje wpuszczony do kraju. Rok później przylatuje na Okęcie – warunkiem wjazdu do Polski jest odbycie rozmowy z dwoma funkcjonariuszami Służb Bezpieczeństwa, która odbywa się w Grand Hotelu. Po powrocie do Szwecji, informuje szwedzkie służby specjalne o nieudanej próbie werbunku przez SB.
W Szwecji Jan Melchior po raz pierwszy spotka się z religijnymi aspektami tożsamości żydowskiej. Jest członkiem gminy żydowskiej w Göteborgu, uczęszczał także na kurs języka hebrajskiego.
Jak przyjechałem do Szwecji, to miałem dosyć dużo kontaktów z tą gminą żydowską i to były problemy, ponieważ my, ci, którzy przyjechali z Polski, głównie z Warszawy, nie mieli żadnego pojęcia o żydowskich zwyczajach, o żydowskiej religii. To dla nas były zupełnie nowe rzeczy, także zaczęliśmy się uczyć troszkę na nowo. Na przykład, wizyty w synagodze, byliśmy kilka razy, były dla nas szokiem, bo nie bardzo wiedzieliśmy, co mamy robić, jak mamy robić i tak dalej, i tak dalej. Na początku to ci goeteborscy Żydzi nas zapraszali, opiekowali się, zapraszali nas na Pesach, na inne takie święta żydowskie, a my też nie bardzo wiedzieliśmy, co, jak, co robić, jak się zachowywać itd. W tej chwili uważam, że kultura żydowska jest dla mnie dosyć podstawowa, wtedy tak nie uważałem. Czułem się stu pięćdziesięcioprocentowym Polakiem. Tak, że pewne rzeczy się zmieniają.
Rodzice nadali synowi imiona Jan Krzysztof na cześć francuskiego pisarza, noblisty, pacyfisty, działacza na rzecz pokoju i obrońcy godności ludzkiej – Romaina Rollanda.
Jak dostałem w Szwecji papiery, ten niebieski świstek nansenowski to nagle stwierdziłem, że tam nie ma Krzysztofa – jest tylko Jan. To był problem, bo nie wiedziałem, co zrobić – zmienić imię nie było takie proste, a z drugiej strony Krzysztof po szwedzku się nazywa Kristofer czy coś w tym stylu, to nie czułem się do tego w jakiś sposób powołany. W związku z tym zostawiłem to imię Jan. W Szwecji jestem Jan, w Polsce jestem dla moich znajomych w Polsce jestem Krzysztof.
Bohater powieści-rzeki Romaina Rollanda „Jan Krzysztof” po burzliwym życiu, pełnym rozterek i zmagań z losem, znajduje ukojenie w prowincjonalnym zakątku Szwecji – zapewne takim jak miasteczko, w którym mieszka dziś Jan Krzysztof Melchior i pomimo wieku emerytalnego prowadzi prywatną praktykę lekarską.
Józef Markiewicz